Dla jest jeszcze jedna sprawa, która zupełnie jest poza świadomością Szanownych Radnych i Burmistrza.
Już wiedzą, że nie sprzedali działki w Zielonym Parku Przemysłowym. Już wiedzą, że nie sprzedali działek budowlanych w Dębinie. Ciągle jednak nie widzą związku z sytuacją gminy.
Działek pod budownictwo mieszkaniowe w Wojniczu nie ma, bo są działki przemysłowe, ze sprzedaży których finansowano dziurę budżetową. Nikt nie chce inwestować w biednej gminie.
Z TAKIEJ GMINY JAK WOJNICZ SIĘ UCIEKA.
Jak ktoś wyjeżdża z Milówki, to wyjeżdża także z gminy Wojnicz. Jak ktoś znajdzie działkę w sąsiedniej gminie, a nie w konkretnej miejscowości w gminie Wojnicz, to jest to strata dla gminy Wojnicz. To daję pod rozwagę PRZESADNIE LOKALNYM PATRIOTOM WOJNICKIM i NIE MNIEJ LOKALNYM KSENOFOBOM, którzy zawsze chcą mieć burmistrza z Wojnicza, a nie najlepszego z możliwych z terenu gminy.
Gimnazja w Biadolinach Radłowskich, Grabnie, Olszynach i Wielkiej Wsi (wyjątek stanowi brak sali przy tej szkole) są lepiej zarządzane i wyposażone niż szkoły w Wojniczu. Od razu wyjaśnię: nie dlatego, że w Wojniczu są gorsi dyrektorzy, ale właśnie dlatego, iż są one dalej od Wojnicza. Dyrekcje szkół w Wojniczu są zupełnie ubezwłasnowolnione w swoich decyzjach, są pod uciążliwą kontrolą Gminnych Zespołów, które mają określoną politykę... także kadrową.
W tę stronę idzie wypowiedź Szanownej Pani Antoniny Ludery, choć z pewnym zastrzeżeniem, o rozwojowym charakterze gminy. To jest taki rozwój przez zwijanie się. Ta gmina wkroczyła na drogę rozwoju przemysłowego i w tym momencie zaczął się zwój, jeden z wielu zwojów jakie zostały po wymarłych cywilizacjach. Dzieci już odpływają z Wojnicza. Całe rodziny wyjeżdżają, bo jak mają dowozić dzieci do Tarnowa na zajęcia dodatkowe, na basen, do szkoły muzycznej, to wolą wynająć tam mieszkanie i mieć wszystko na miejscu.
Bardzo znacząca jest wypowiedź dyrektora Krzysztofa Samborskiego. Podobne myśli mnie nachodzą, gdy wspominam sobie wizję edukacji przedstawioną przez Fullera, Fukuyamę czy Ivana Illicha w książce "Odszkolnić społeczeństwo". Referowałem już kiedyś te wizje przy pewnej okazji kilka lat temu.
Już wtedy wniosek dla mnie był jeden: jeśli szkoła ma być tylko miejscem zbierania informacji, a nie systemem wszechstronnego rozwoju ucznia, to szkoła nie ma szans, bo szybciej i lepiej można się uczyć w inny sposób. Taka szkoła to faktycznie, jak w książce Illicha, "strata czasu". Obowiązek szkolny może być realizowany poza szkołą i taką możliwość także można wziąć pod uwagę w tej burzy mózgów, jaka trwa na terenie gminy Wojnicz.
Można było całą sprawę rozstrzygnąć stosując inną metodę, ale rozpętano burzę mózgów (piszę bezosobowo, bo nie wiem, kto jest odpowiedzialny za trzymanie planów likwidacji szkół w tajemnicy przez prawie rok? Tłumaczy to jednak bardzo wyraźnie pewne gorączkowe reakcje i odwołanie radnego Jacka Filipka z funkcji przewodniczącego komisji oświaty i kultury, bo widocznie się nie nadawał, jako osoba zadająca zbyt dużo pytań). Cała ta dyskusja powinna być w grudniu tamtego roku, ale wtedy nie było jeszcze audytu, nie było pośpiechu, był dobrostan i świętowanie zwycięstwa.
Podoba mi się sposób myślenia wiceburmistrza Wojciecha Janusa: catering zamiast stołówek, to może idźmy dalej i sprawdźmy, czy jakieś biuro nie może za mniejsze pieniądze przejąć obowiązków Gminnego Zespołu Ekonomiczno_Administracyjnego Szkół? 400 tysięcy piechotą nie chodzi.Byłoby, jak znalazł, na Milówkę.